(…)
– Tu mówi agent Mżawka. Numer 556. Przed chwilą profesor Gąbka zakupił u mnie dwie puszki landrynek. Melduję o tym zadziwiającym fakcie i nadal polecam swoje usługi. Czy posłać Waszej Ekscelencji wodne bułeczki?
– Owszem. Może pan posłać – powiedział łaskawie naczelnik Skrzelopływka i odłożywszy słuchawkę, mruknął do siebie:
– To ciekawe. To naprawdę ciekawe. Po co mu aż dwie puszki landrynek? Należy to zbadać… A swoją drogą ten Mżawka dobrze wywiązuje się ze swojego zadania. Muszę mu podwyższyć szpiegowskie pobory o dwa zieleńce na miesiąc.
Tymczasem profesor Gąbka, niczego nie podejrzewając, niósł swoje puszki w siatce i zręcznie przeskakiwał przez kałuże. Lało coraz mocniej. Mieszkańcy miasta rozkoszowali się wspaniałą pogodą, brodzili środkiem kałuż, ochlapywali się nawzajem wśród żartów i śmiechów, niektórzy zaś siadali pod rynnami i z wyrazem niewysłowionej błogości na twarzach pozwalali, żeby deszczówka lała się im grubym strumieniem za kołnierze. (…)
Wtedy profesor Gąbka przypomniał sobie fragment pięknego wiersza pióra Smoka Wawelskiego:
Idę pomalować twe serce słoneczną pozłotą.
Uczony pochylił głowę, aby nikt nie zauważył łez, które wyrwały się mu spod powiek i potoczyły po policzkach. Był to zresztą zbytek przezorności, ponieważ w Kibi-Kibi nikomu nie przyszłoby na myśl, że dorosły i w dodatku bardzo mądry człowiek może płakać na wspomnienie słońca. Każdy Deszczowiec pomyślałby raczej, że są to krople deszczu, które padły na twarz uczonego, mimo dziwacznego przedmiotu trzymanego przezeń nad głową, a zwanego z cudzoziemska „parasolem”.
Fragment udostępniony dzięki uprzejmości rodziny Stanisława Pagaczewskiego.
Stanisław Pagaczewski, „Baltazar Gąbka” (fragment)